Ucz się w głąb, a nie wszerz

To zwykle zaczyna się niewinnie. Postanawiasz, że zmieniasz coś w swoim życiu. Zapisujesz się na studia informatyczne, żeby zdobyć satysfakcjonującą, lepiej płatną pracę z przyszłością. I ty możesz zostać programistą, testerem, devopsem, analitykiem… informatykiem. Wpadasz jak śliwka w kompot. Podstawy programowania, Python, PHP, C#, Java, Java Script, bazy danych, algorytmika, machine learning, a do tego angielski, bo wiadomo, że bez angielskiego w tej branży jak bez ręki (bez ręki w sumie chyba łatwiej).

Dostajesz nową pracę i pochłaniasz dokumentację (jeśli jest), kod źródłowy, czytasz defekty, wymagania… Po roku już się orientujesz w miarę biegle w projekcie. Pracodawca organizuje kurs, więc się zapisujesz. Potem drugi i trzeci. Chcesz awansować, przydałby się certyfikat. Kupujesz kilka kursów na Udemach i ten rewelacyjny podręcznik, wiesz który. Napędza cię ROZWÓJ! Informatyka to rozwojowy wór bez dna. Zawsze znajdzie się coś, czego możesz się jeszcze nauczyć. Kolejny język, kolejny framework, kolejny certyfikat, szkolenie, konferencja, kurs… Może jeszcze jeden, bo chcesz zmienić pracę, projekt.

Któregoś dnia się budzisz. Na blacie w kuchni stosy naczyń. Zmywarka pełna czystych garnków, których nie ma kiedy wyjąć. Na stole pudełka po zamawianym jedzeniu. Podłoga już straciła nadzieję na umycie, liczy jeszcze tylko na to, że się do niej całkiem nie przykleisz. Od jakiegoś czasu chodzisz w wieczorowej sukni, bo to jedyna czysta rzecz w twojej szafie.

Zastanawiasz się, kiedy ostatnio widzieli cię przyjaciele. I czy wczoraj na pewno odebrałaś(-eś) dzieci z placówki. Zastanawiasz się, co się dzieje z czasem. Gdzie on się podziewa? Przecież po pracy powinno być tych kilka godzin. Przecież są weekendy, jakieś święta czasem, jakieś wakacje i urlop. Kiedyś miałaś(-eś) hobby. Pamiętasz gotowanie obiadów i… tak! pieczenie ciasta. Miałaś(-eś) czas na pieczenie ciasta! I spacery z dziećmi na plac zabaw.

Co się stało?

Oto pułapka przekwalifikowywania się. Oczywiście, że ją udramatyzowałam. Pamiętam o odbieraniu dzieci ze szkoły. Zmywarkę ogarnia mąż, ja odpowiadam za pralkę. Podłogi czasem nawet przecieram, a na kawę z przyjaciółmi zawsze jest czas (najwyżej podłoga poczeka jeszcze dzień czy tydzień).

Nie wyglądało to więc aż tak tragicznie, ale i tak złapałam się na tym, że od pięciu lat uczestniczę w ciągłej pogoni za wiedzą, zapominając o ważnej refleksji: czy to mi jest potrzebne? Czy to jest najbardziej istotne tu, gdzie teraz jestem, i tam, dokąd chcę dojść? Bo wydawało mi się, że wszyscy wokół wiedzą więcej ode mnie, są lepszymi pracownikami, lepiej znają się na testowaniu i programowaniu.

Przyszła taka pora, że powiedziałam „stop”. Koniec z nieprzerwaną gonitwą za kolejną umiejętnością, której przydatność jest wątpliwa w moim przypadku. Zamiast tego postanowiłam skupić się na pogłębianiu tej wiedzy, którą już posiadam. Na zaangażowaniu się w tę pracę, którą mam, zamiast myśleniu o tym, jaką mogłabym mieć, gdybym tylko umiała jeszcze to czy tamto.

Przestałam się porównywać z innymi, bo szczególnie w trybie pracy zdalnej łatwo jest zawyżać osiągnięcia innych, a zaniżać swoje (odwrotnie też jest łatwiej – innych krytykować, a siebie gloryfikować).

Jak już pisałam – w IT nie da się nauczyć raz i być ekspertem do końca. Rozwój jest wpisany w tę branżę i nie da się go uniknąć. Ale trzeba pamiętać, że lepiej umieć robić jedną rzecz po mistrzowsku, zamiast robić kilka, ale każdą byle jak, byle było.

2 komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.