Studia – tak czy nie?

Pewnie nie takiej odpowiedzi się spodziewacie, ale: na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Co ciekawe – śledząc liczne grupy związane z rozpoczęciem pracy w IT, widzę, jak często to pytanie się pojawia. I niestety wiele osób, które je zadaje, liczy na jednoznaczną odpowiedź – na to, żeby ktoś inny podjął tę decyzję. Tymczasem znajdą się zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy obu rozwiązań i to bez względu na to, czy pytamy technicznych, czy np. ludzi z HR-ów.

No dobra, a jakie jest moje zdanie? Otóż… to zależy. W sensie, od sytuacji zależy, czy warto studia podejmować, czy nie. Skoro kolejna precyzyjna wypowiedź za nami (może jednak powinnam iść do polityki, a nie informatyki), pora na uzasadnienie. Ponieważ skończyłam studia, będę pisać o nich, ale bez porównywania z bootcampami, kursami dłuższymi i krótszymi itp., gdyż azaliż żadnego nie kończyłam, więc nie mam o nich pojęcia.

Najpierw plusy

Wiedza. Pominę milczeniem umiejętność liczenia całek – w pracy póki co się nie przydała. W przeciwieństwie do przeliczania binarnych na hexy i decymale, tudzież odwrotnie w dowolnej konfiguracji (a tak przy okazji, to kalkulator na Windowsie robi to na trybie programisty, a dodatkowo – można na nim robić przesunięcia binarne, ha ha). Poza tym mam solidne podstawy programowania w C# i napisałam „Hello, world” lub „Ile jeszcze razy będę musiała pisać heloł łord” w kolejnych kilku językach (Java, JS, PHP, Python, C++).

Wiem spore co nieco o bazach danych (relacyjnych i nierelacyjnych) i nieźle radzę sobie w SQL-u. To się akurat w testowaniu bardzo przydaje prędzej czy później. Bazy to źródło danych testowych, logów, czasem w bazie, a nie w Jirze zbiera się produkty procesu testowego.

Miałam styczność z wieloma narzędziami takimi jak VisualStudio, InteliJ, NotePad++, AndroidStudio, NodeJS, Xamarin, MSServer, Eclipse itd. itd. Borze szumiący, ile tego było! Ale dzięki temu mam jako takie rozeznanie i nie boję się instalacji kolejnego programu. Zwykle jego działanie będzie podobne do któregoś z tych, które poznałam.

Znam najważniejsze (i te trochę mniej ważne) zagadnienia związane z cyklem życia oprogramowania oraz projektowaniem rozwiązań informatycznych, a więc liznęłam nieco UML-a, wiem, czym się różni Waterfall od Scruma i po czemu jest Kanban.

Jak widać największą zaletą studiów jest ich zakres – nabywa się szerokiej wiedzy i choć w wielu zakresach nie jest ona zbyt głęboka, to stanowi dobrą podstawę do dalszych działań. Jest jeszcze poznawanie ludzi. Networking.  To nie muszą być przyjaźnie na całe życie, ale istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że wasze ścieżki będą się nadal przecinać. Networking to też szansa na lepszą, ciekawszą pracę.

No i wiadomo, żeby uzyskać tego inża przed nazwiskiem jednak trzeba się trochę wysilić, zdać tych paręnaście egzaminów, napisać coś, co choć połowicznie działa. A więc ukończone studia są w pewien sposób gwarantem pewnego poziomu wiedzy dla przyszłego pracodawcy.

Pora na wady

Cena. To jest kilka tysięcy złotych za rok tylko za studia, nie licząc dojazdów, noclegów itp. (choć w erze pandemicznej te koszta maleją, bo i studia są zdalne). Wiedza nie musi być droga i jeśli ktoś ma czas i motywację, to może wiele materiałów znaleźć za friko albo za niewielką opłatą. Takie szkolenia, kursy, webinary tudzież podobne będą konkretniejsze, lepiej wycelowane w temat, szczegółowiej go omawiające, więc jeśli wiesz, czego chcesz się nauczyć, to z pewnością znajdziesz coś dla siebie.

Czas. Studiowałam trochę dziennie, a potem, kiedy już pracowałam, zaocznie. Na dziennych spoko – czasu w bród. Ale zaoczne (a przecież najczęściej tak studiują ludzie, którzy zmieniają ścieżkę kariery) – masakra. Zdarzały się weekendy, kiedy miałam zajęcia od 8 do 21 w sobotę i tak samo w niedzielę. I w poniedziałek na 8 do roboty. A przecież kiedyś trzeba się przygotować, zrobić te ćwiczenia na zaliczenia, przygotować się do egzaminu. No, ale nauczenie się nowego zawodu zawsze będzie się wiązało z czasem – czy to będą studia, kursy czy samodzielna nauka.

Studia to też czas poświęcony na zajęcia bez sensu i nie mam tu na myśli tylko nauki kilku języków programowania, choć człowiek na początku potrzebuje jednego. Myślę raczej o takich przedmiotach jak prawo (bynajmniej nie autorskie ani gospodarcze, które by się przydały). Po co mi wiedza z prawa karnego czy unijnego – nie mam pojęcia. Ale zaliczyć trzeba. Zaliczyć trzeba też wf. I przyszło mi na to, że musiałam chodzić po lekarzach i prosić o zwolnienie, bo wf był od 18 do 21, a ponieważ w grupie były całe 2 dziewczyny, to wyglądał dokładnie tak: „A to macie piłkę i pokopcie sobie”. Noż ja pitolę.

Uczyć można się na wiele sposobów. Dla mnie studia były w tamtym momencie najlepszym wyborem – najwygodniejszym ze względu na styl życia, potrzeby i możliwości. I choć kosztowały mnie sporo nerwów, to finalnie spełniły oczekiwania, bo dzięki nim wykonałam swój plan.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.