Jak pies z kotem, czyli X Y Z

Ponieważ wpadłam w jakąś bańkę informacyjną dotyczącą „tych roszczeniowych Zetek”, postanowiłam w końcu zająć się tym tematem i rozszerzyć trochę tekst, który od dawna chodził mi po głowie.

W Wiek to tylko liczba? Nie. Wiek to zmienna pisałam o tym, że obawiałam się, że będę musiała konkurować o pracę z ludźmi o wiele młodszymi, z końca pokolenia Y i pokolenia Z właśnie. Konkurowałam, pracowałam z nimi i pracuję. Tak samo jak z Iksami i Igrekami. Opierając się o własne doświadczenia, cóż – postanowiłam dorzucić swoje 3 grosze i odnieść się do wypowiedzi innych. Ale nie tylko o Zetkach będzie, choć od nich zaczniemy.

Kilka słów wstępu

Pochodzę z pogranicza pokolenia X i Y. Samodzielnie kategoryzuję się jako Y, ponieważ to z tej grupy mam większość cech. Ale nadal posiadam w sobie sporo z X-a i choć ilościowo tych cech jest mniej, to są u mnie bardzo wyraźnie. Prawdę mówiąc, nawet się zastanawiałam, czy ten podział na pokolenia ma aż takie znaczenie i jakikolwiek sens, ale ponieważ chciałabym się odnieść do pewnych stwierdzeń, to będę się go luźno trzymać.

Ale ale… może Wy w ogóle nie wiecie, o czym ja tu klikam. Ostatnio w pracy ktoś mnie o to zapytał, ponieważ wcześniej nie spotkał się z całą tą klasyfikacją pokoleniową. No to zostawiam link do strony, którą uważam za dobre źródło wiedzy. A jak wiecie, o czym mowa, to lecimy dalej.

Z wypowiedzi medialnych możemy dowiedzieć się, że roszczeniowe Zetki oczekują wynagrodzenia za swoją pracę, chcą pracować 5 dni w tygodniu po 8 godzin, brakuje im proaktywności, są zagubione, nie walczą o pracę, łatwo rezygnują itd. Wyłania się niezbyt miły obrazek rozleniwionych, zagapionych w telefony, płytkich ludzi, którzy oczekują, że ktoś inny będzie o nich dbał. Ten obraz rysują ludzie z pokoleń X i Y, które, jak możemy się dowiedzieć (albo domyślić), robiły darmowe staże, pracowały po 16 a nawet 20 godzin na dobę, poświęcały się w imię pracy, uznają ją za najwyższą wartość.

Te obrazy są tak skrajne, tak bardzo od siebie odcięte, że to aż boli. My – ci dobrzy, heroiczni, mający cel w życiu, i oni – źli, leniwi, gnuśni. Aż ciśnie mi się na usta – dlaczego ludzie, którzy tak krytykują młodych, nie chcą ich poznać i wysłuchać? Bo kiedy ktoś tak wartościuje pewne zachowania i tak bardzo stara się podkreślić swoją wyższość – czy to etyczną, moralną, czy jakąkolwiek inną, we mnie od razu włącza się tryb: co masz do ukrycia? Czego się wstydzisz, czym oni cię tak kłują, że atakujesz, żeby nie musieć się bronić?

Roszczenia Zetek

Sama szanuję swoją pracę. Nie mogłabym nie pracować, nawet jeśli byłoby nas stać na życie z jednej pensji. Jednak nie uważam, że powinnam się jej poświęcać. Praca to część mojego życia, a nie moje życie. A o moich obowiązkach i prawach decyduje umowa i prawo pracy. I dlatego nie rozumiem wypowiedzi publicznych osób, które tak jadą po młodych.

Przyjrzyjmy się oczekiwaniom, które są najczęściej podnoszone w krytyce. Krytycznie.

Wynagrodzenie

Wiadomo, że każdy chce zarabiać dobrze. Na początku trzeba się godzić na niższą pensję, wynikającą z niewielkiego doświadczenia i niewielkiego zysku dla pracodawcy, a często wręcz z ponoszonych przez niego kosztów. Kiedy ktoś zaczyna jako programista czy tester, potrzebuje kilkutygodniowego wdrożenia, a przez następny rok lub dwa – nadzoru bardziej doświadczonego pracownika. Zadanie, które osobie z wieloletnim stażem zajmie tydzień, junior wykonuje w dwa lub trzy. Zrozumiałe jest więc, że i wynagrodzenie za tę pracę jest mniejsze. Wydaje mi się, że jest to dla wszystkich dość jasne i osoby starające się o pracę często starają się zweryfikować swoje oczekiwania. Oczywiście zawsze się znajdą odklejeńcy, którym wydaje się, że jak skończyli zarządzanie, to od razu powinni być menadżerami z pięciocyfrową wypłatą. Z tego co pamiętam, w okolicach mojego rocznika to właśnie ludzie po studiach często zderzali się z tą ścianą – wmówiono nam, że studia czynią z nas jednostki wybitne. Rynek pracy szybko weryfikował takie myślenie (choć nie wszystkim).

W IT ten problem nadal jest widoczny, bo media bombardują wszystkich informacjami o wysokich zarobkach, zapominając wtrącić, że te kwoty dotyczą ludzi z wieloletnim doświadczeniem. Tymczasem kasa początkowo jest niższa, choć nadal wysokie w porównaniu np. z pensją początkujących nauczycieli i nauczycielek. Ale przy takim szumie medialnym nie dziwi, kiedy człowiek po kilkutygodniowym kursie przychodzi na rozmowę i oczekuje 10, 12, 15 tysięcy. Chyba nie muszę dodawać, że w odpowiedzi taki kandydat słyszy odmowę. I nie ma znaczenia, ile ma lat.

Z drugiej strony młodzi wychodzą z założenia: proś, najwyżej ci odmówią. I ta odwaga budzi mój podziw. Podaj wysoką kwotę i zaznacz, że jest negocjowalna. Najpewniej uda ci się wynegocjować lepsze warunki.

Praca w określonych godzinach

To mój ulubiony punkt. Otóż – Zetki życzą sobie pracować 8 godzin dziennie. SZOK! I niedowierzanie. A nie… czekaj… ja też mam tyle w umowie. I dokładnie tyle pracuję. Nie mam pojęcia, skąd przeświadczenie, że trzeba siedzieć w pracy po godzinach (bez wynagrodzenia oczywiście, bo płatne godziny, ze tego co się orientuję, rzadko są oferowane, a wśród pracowników cieszą się sporym powodzeniem). Oczywiście wiem, że tak się pracowało i pracuje w korpo. Że to jest jeden z tych punktów, za które korpo jest znienawidzone najbardziej. Ale wiecie co? Ktoś to wymyślił, ktoś to zaakceptował, ktoś się na to godził. Dlaczego? Ten pierwszy i drugi dla zysku, ten ostatni ze strachu. Ale powiedzmy sobie szczerze – bezpłatne nadgodziny to jest WYZYSK! I nie, nie rozumiem tłumaczenia, że młody musi nabrać doświadczenia, wykazać się itp. To właśnie dlatego zarabia mniej. Jeśli nadgodziny są konieczne, to no cóż – może warto sprawdzić, czym się zajmują zarządzający, dlaczego brakuje czasu, gdzie są źle ułożone procesy. A może po prostu jest za mało ludzi, lub brakuje konkretnych umiejętności? Zarzynanie się ku czci i chwale, za uścisk ręki prezesa albo z ambicją, że ktoś to w końcu doceni – to najlepsze co można zrobić, żeby się w krótkim czasie wypalić. I nie przekonuje mnie, że kiedyś ludzie tak pracowali. Nie jesteśmy kiedyś, a złe praktyki należy eliminować.

Praca w dni powszednie

Są takie zawody, w których pracuje się w nocy, w weekendy, poza miejscem zamieszkania. Jeśli aplikuję na stanowisko recepcjonistki w hotelu, pielęgniarki, policjantki, stewardesy – wiem, że będę pracować w nocy, w weekendy i święta. Jako testerka także jestem od czasu do czasu proszona o pomoc, np. w czasie wdrożenia, które wiadomo, odbywa się w weekendową noc. Zgodziłam się na to. Jeśli ktoś nie chce pracować w niestandardowych godzinach – nie musi tego robić. I tyle. Jeśli pracodawca szuka kogoś na takie stanowisko – powinien o tym napisać w ogłoszeniu, upewnić się na rozmowie, że ten warunek jest zrozumiały. Jeśli kandydat mówi, że mu to nie odpowiada – grzecznie dziękujemy za rozmowę, wyjaśniając, że jest to niestety warunek konieczny. Żegnamy się kulturalnie i tyle.

Co jeszcze możemy usłyszeć?

Zetki odchodzą z dnia na dzień

Uch! Jeśli mają umowę o pracę, to mają okres wypowiedzenia. Tyle w temacie.

Nie są lojalne

A dlaczego miałyby być? Tylko dlatego, że ktoś łaskawie płaci im najniższą krajową na umowę o dzieło? I czy pracodawca jest lojalny wobec nich? Oczekujesz lojalności czy służalczości? Ktoś nie dostał podwyżki, więc odchodzi do miejsca, gdzie płacą więcej. Skoro ktoś mu płaci więcej – widać tyle warta jest na rynku jego praca. Nie stać cię na podwyżkę? A stać cię na utratę pracownika i szkolenie nowego? Ja też nie jestem lojalna w takim rozumieniu, jakie najczęściej jest tu prezentowane. Nie stawiam dobra swojego pracodawcy ponad swoim. Mnie i mojego pracodawcę wiąże umowa o pracę, a nie przyjaźń. W ramach tej umowy robię wszystko najlepiej jak potrafię, staram się też godnie reprezentować swoją firmę. Ale jeśli mam do wyboru – moje szczęście lub firmowe, to wybór jest dla mnie oczywisty.

Myślą tylko o sobie, materialiści i egoiści

Bo dobry pracownik to taki, który dba o zysk firmy i pana prezesa, a nie o swoje utrzymanie. Taki, co chętnie się poświęci, żeby pan dyrektor mógł pojechać na wczasy na Hawaje i narty w Alpach. Umowa o pracę jest umową obopólną, a za uczciwą pracę należy się uczciwa zapłata. Aha – sposób zarządzania ludźmi też ma niebagatelne zadanie. Jak szef jest bucem, to egoistyczny pracownik będzie bardziej cenił sobie swoje zdrowie psychiczne i dobrostan, niż wątpliwej jakości stosunki firmowe.

Nie radzą sobie z prostymi problemami

Spotkałam się z opowieścią, że Zetkom trzeba palcem pokazywać, co mają robić, i że z każdym problemem przychodzą do menadżera. Bez względu na to, z jakiego pokolenia pochodzą takie osoby – na pewno wymagają sprawnego i doświadczonego mentora, lidera. Bezradność, niepewność, a może lenistwo – z każdą z tych cech trzeba sobie radzić inaczej. I jest to niewątpliwie wyzwanie, ale czy dotyczy całego pokolenia? Wątpię.

Nie mają ambicji i celu w życiu

Mają. Realizują je na innych polach. Np. w e-sporcie. Albo komponując alternatywną muzykę. Albo zwiedzając świat. Albo kręcąc filmiki na YT i TikToka. Zresztą w poprzednich pokoleniach ilość tych ambitnych też nie powalała. Większość robiła jedynie tyle, żeby przeżyć. W zasadzie Zetki dość jasno mówią – chcemy pracować, żeby zarabiać, chcemy zarabiać, żeby żyć. I mają na to życie naprawdę ciekawe pomysły – wybitnie różne do wegetowania, jakie często obserwowali u rodziców i dziadków.

Są na utrzymaniu rodziców

No dobra. Nie twój interes, kto kogo utrzymuje. Jak mąż albo żona to ok, ale jak rodzice to już nie? A może wcale nie są, tylko tak ci się wydaje. Może dopłacają do czynszu, mają dodatkowy dochód (robotę), o której nie musisz wiedzieć, może mieszkają z nimi, bo płacisz tak fatalnie, że nie stać ich na swoje? A może rodzicom pasuje, że dzieciaki jeszcze z nimi są?

Kto tu jest roszczeniowy?

roszczeniowy

1. «wyrażający się w nieuzasadnionych lub nadmiernych żądaniach»

Słownik języka polskiego PWN

Czy ludzie, którzy jasno stawiają granice, oczekują szacunku i nie godzą się na krzywdzące ich ustępstwa są roszczeniowi? Czy to, że korzystają z rysujących się przed nimi możliwości, nie idąc na niewygodne kompromisy, że żyją w swoim świecie, a nie świecie przeszłości, to roszczeniowość? A może młodzi są niedoświadczeni, naiwni, nie wiedzą, co to życie?

Czy może roszczeniowi są ci, którzy oczekują od innych ich czasu, energii, wysiłku, nie dając nic w zamian? Czy pokolenie X i Y ma rację, widzi więcej niż młodzi? Czy może przemawiają przez nich ich lęki, traumy i żale?

A może problem jest sztucznie rozdmuchany?

Za naszych czasów szanowało się pracę! Yyy, serio?

Jestem na rynku pracy od 17 lat. Oficjalnie, bo wcześniej pracowałam w wakacje, a na piątym roku studiów pracowałam już na pełnym etacie. Moje czasy trwają w najlepsze. Te tytułowe „czasy” sięgną jednak dalej. To będą czasy moich rodziców. Jak więc potrafiono wtedy okazywać szacunek do pracy?

Swego czasu w mojej miejscowości otworzono fabrykę obuwia. Robili laczki, gumowane śniegowce, sandały z gumek. Taka chińszczyzna, level podróby ówczesnych Kubotów (które, przypomnę, bardzo były podobne do klapek z trzema paskami). Całe miasto nosiło te buty, choć w żadnym sklepie ich nie można było kupić. Fabryka pofunkcjonowała może z pół roku, może rok. No nie za długo. Wiadomka, w latach 90. różne biznesy się kręciły. Czy to, że pracownicy traktowali materiały i gotowe produkty jako część nieoficjalnych dopłat do pensji pomagało im się utrzymać? Jakoś wątpię. No ale wiecie, kilka lat wcześniej przecież zlikwidowano PGR-y… O tym, jak kradziono w PGR-ach krążą legendy. Jako że moja rodzina ze wsi się wywodzi od każdej strony i obaj moi dziadkowie w PGR-ach na różnych stanowiskach pracowali, mogę powiedzieć, że realizm tychże legend jest całkiem wysoki, bo kradło się wszystko – narzędzia, materiały, czas, ludzi (np. pracownicy PGR-u obrabiający prywatne pole w czasie pracy oczywiście i z użyciem PGR-owskich maszyn). Bo skoro wspólne, to niczyje, a jak niczyje, to moje.

No i na koniec, żeby nie było, że tylko na wsiach i małych miejscowościach takie patologie, przypomnę hasełko z czasów jeszcze nieco wcześniejszych: Czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy. I jeszcze jedno: Zapierdol taki, że nie ma kiedy taczki załadować. Ferdynand Kiepski z pokolenia Z też nie pochodził.

W artykułach mniej poświęconych dramie, a bardziej rzeczowej analizie, możemy się dowiedzieć, że a i owszem – Zetki będą pracować inaczej niż wcześniejsze pokolenia. Życie to rozwój – rozwijają się nie tylko technologia i nauka, ale też zarządzanie i formy pracy. Nie ma powrotu do dziewiętnastowiecznych fabryk. Ludzie, którzy podnoszą larum, to przedstawiciele konserwatywnego podejścia. Ja byłem(-am) na początku gnojony(-a), przetrwałem(-am), doszedłem(-łam) do czegoś, teraz cykl musi się zacząć od nowa i to ja będę gnoić młodych. Tymczasem młodzi mówią – spadaj. Tobie się udało, ale wielu się nie udało. Nie chcemy być wieloma, mamy inny pomysł. I inne możliwości. To nie młodzi nie potrafią dobrze pracować. Potrafią. Widziałam. Pytanie, czy starzy potrafią (i chcą) stworzyć im odpowiednie warunki, czy oczekują, że młodzi muszą się dostosować. A oni już dawno nauczyli się, że nic nie muszą.

Tam, gdzie spotykają się dobre chęci z obu stron – problemy są rozwiązywane, a nie nadmuchiwane.

Czego się od Zetek nauczyłam?

Szacunku i stawiania granic. Odwagi w dbaniu o siebie. Musiałam się tego nauczyć, bo byłam wychowana właśnie w taki sposób, jakiego oczekują osoby oburzone tym, że ktoś nie godzi się na stawiane przez nich warunki. To dlatego nie zareagowałam, kiedy mój szef zapytał mnie, „komu ostatnio zrobiłam dobrze” (tak, to cytat, był z siebie bardzo zadowolony, że udało się mu użyć tej frazy). I nawet wiedza, że i tak na dniach się zwalniam, nie sprawiła, że odważyłam się bronić i odpyskować dziadersowi (bo przecież starszym się nie odpyskowuje i kobiecie nie wypada). Przełknęłam obrzydzenie i ukryłam zażenowanie pod sztucznym uśmiecham. To dlatego tkwiłam w toksycznym miejscu pracy, które pogłębiało jedynie moją depresję.

Szanujmy się” – mówił mój mentor w pierwszej informatycznej pracy. Szanujmy się SAMI, a będziemy mieć przestrzeń, żeby szanować się WZAJEMNIE.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.