Pierwszą książką, którą zrecenzuję na blogu, nie może być książka pierwsza z brzegu. To musi być starannie przemyślana decyzja, rzecz prawdziwie godna polecenia, książka, którą sama przeczytałam co najmniej dwa razy. Z czego płynie prosty wniosek: do wyboru mam Władcę pierścieni, Wiedźmina albo Dzieci z Bullerbyn*. Ale ponieważ raczej luźno wiążą się one z tematem przebranżowienia (hmmm… kuszące, żeby jednak puścić wodze polonistycznej interpretacji), dziś będzie o książce nieco mniej przygodowej, a jednak przeczytanej przeze mnie póki co dwukrotnie w całości, za to wielokrotnie wertowanej. Mowa o pozycji Steave’a Kruga Nie każ mi myśleć. O życiowym podejściu do funkcjonalności stron internetowych. Książkę w Polce wydał oczywiście Helion (link).
Ta książka wprowadza w świat UX-a – w świat aplikacji tworzonych po to, by klient nie zauważał, jak łatwo się je obsługuje, jak dobrze pasują do jego stylu myślenia i działania. A najlepsze jest to, że sama jest stworzona zgodnie ze swoją filozofią.
Czyta się ją cudne. Autor pisze, że nie cierpi pisać, więc albo ma talent, albo wybitnego redaktora. W trakcie lektury masz wrażenie, że kumpel opowiada Ci z pasją o swojej robocie. Robi to tak dobrze, że nie masz ochoty mu przerywać, wybuchasz za to śmiechem, słysząc ironiczne dygresje i zabawne historyjki.
Książka jest bardzo dobrze złożona. I choć nie należę do jury w konkursie na najpiękniejszą książkę roku (tak, jest taki konkurs – link), to wykształcenie i doświadczenie pracy w wydawnictwach dają mi jako takie prawo do oceny tego. Zresztą – ona nie tyle jest piękna, ile funkcjonalna (sic!). Znajdziemy w niej błędy typograficzne, jednak jej układ graficzny jest zgodny z prezentowaną ideą. Teksty są „w punkt”, nie za długie, nie za krótkie, czcionka – prosta z wyraźnymi podziałami, nie ma wielkich blach tekstu, jest za to wiele przykładów w postaci screenów. Są nawet komiksy – różnorodnie, ciekawie, ale cały czas na temat.
To jaką ideę przedstawia Nie każ mi myśleć?
Ano – bardzo prostą – rób takie strony internetowe (aplikacje mobilne itd.), żeby ich użytkownik nie musiał myśleć. Ale nie: w ogóle nie musiał myśleć, tylko: nie musiał się zastanawiać, „co autor miał na myśli?”.
Między wierszami autor przemyca jedną, najważniejszą naukę: cokolwiek robimy, robimy to dla kogoś – i bez względu na to, czy jesteśmy inwestorem, architektem, analitykiem, deweloperem czy testerem, z tyłu głowy powinniśmy mieć, że nasza praca – choćby była najpiękniejsza, najlepiej wykonana, najdoskonalej napisana – będzie do niczego, jeśli nie będzie funkcjonalna.
Krug przypomina nam, jak użytkownicy internetu korzystają z jego zasobów. Przypomina, bo nie jest to wiedza tajemna, ale dla osób technicznych często zapomniana – wiedza o tym, jak funkcjonują pewne rzeczy sprawia, że trudniej nam zrozumieć kogoś, kto tej wiedzy nie ma. Wskazuje też, z jakimi kłopotami mierzą się projektanci. A w końcu dochodzi do najważniejszej części – do tego, czym są, czemu służą i jak wykonać testy funkcjonalne. Pisze też o tym, czym nie są, czemu nie służą i kiedy warto w nie zainwestować więcej, a kiedy można je zrobić metodą chałupniczą.
Wiedza z zakresu User Expierience jest coraz popularniejsza – w dużych projektach coraz częściej są UX-i. Ale świat IT to setki małych inicjatyw i ta książka w jakże przyjemny sposób pomaga tworzącym je ludziom spojrzeć na swój produkt właśnie przez pryzmat użytkownika, a dzięki temu już na etapie projektowania tak pokierować pracami, by stworzyć co naprawdę wartościowego.
* Przestałam liczyć, ile razy czytałam każdą z nich – Władcę czytałam co najmniej 20 razy, Wiedźmina >10, a Dzieci z Bullerbyn pewnie >30 (w końcu je przeczytałam z 10 lat wcześniej niż Władcę i z 15 więcej niż Geralta).
Czy Twoim zdaniem w ebooku książka dostarczy takich samych wrażeń jak wersja papierowa? 🙂
Ja mam wersję papierową – to jedna z tych książek, które wertuję, więc e-book mniej mi się sprawdza. A ponieważ nie widziałam tej książki w wersji elektronicznej, trudno mi je porównać.