Nawet dla osób z branży i blisko z nią współpracujących pojęcia te nie są całkiem jasne i bywają stosowane jako synonimy, co może wprowadzać zamieszanie.
Testowanie jest dla zarządzania jakością tym, czym cukier dla szarlotki. Da się zrobić bez, ale z jest lepsze. I na tym można by skończyć, ale ponieważ ta metafora nie jest zbyt głęboka (za to jaka apetyczna), rozwinę nieco temat, a szarlotka będzie nam towarzyszyć.
Zarządzanie jakością, czyli quality assurance (QA), to cały proces. Testowanie jest jedną z jego składowych – bardzo ważną, ale nie pierwszą i nie jedyną, i nie ostatnią.
Zarządzanie jakością to element strategii firmy i zaczyna się ono zanim będzie można cokolwiek testować. Możemy robić najlepszą szarlotkę w mieście i to będzie naszym wyróżnikiem, a do naszej kawiarni będą zjeżdżać fani tego ciasta z jabłkami. Możemy zrezygnować z wybranych aspektów, ale pozyskać klientów mniej wymagających i z mniej zasobnymi portfelami. Możemy też piec ciasto z gotowych półproduktów i nie liczyć się z opiniami klientów (komuś i tak pewnie będzie smakowało, szczególnie za tę cenę). Jakość produktu czy usługi należy starannie przemyśleć, bo z niej będą wynikały kolejne kroki i oczywiście koszty.
W dużych inicjatywach wiąże się to ze stworzeniem polityki, strategii i planów jakości, a co za tym idzie z nadzorowaniem i monitorowaniem całego procesu. Ludzie, którzy się tym zajmują, nie muszą znać się na produkcie końcowym, a więc zarządzający jakością w kawiarni nie musi nawet lubić szarlotki, może woleć sernik. Co więcej – osoba ta nie musi wiedzieć, jak zrobić do szarlotki idealne kruche – jego rolą jest upewnienie się, że piekarz ma możliwość zamówienia najlepszej mąki do tego rodzaju ciasta, oraz zebranie informacji o tym, ilu klientów uważa, że kruche w szarlotce jest zbyt twarde, a ilu – że jest idealne. QA dba o to, by mieć odpowiednich ludzi na odpowiednich stanowiskach – to oni mają wiedzę, jak dojść do celu – on jedynie ma za zadanie im to umożliwić. Postara się więc, żeby cukiernik miał odpowiednie kwalifikacje – pomoże takiego zatrudnić lub zorganizuje szkolenie dla obecnego. Będzie też dbał o to, by jakość była sprawdzana na każdym etapie produkcji oraz by pojawiły się niezbędne korekty, usprawnienia itp.
Testowanie może się w tym procesie rozpocząć bardzo wcześnie, np. na etapie wykonania prototypu – wybitni smakosze (testerzy) będą oceniać deser. Być może powstanie kilka wersji, by wybrać najlepszą lub z najlepszych elementów złożyć nową całość. Ale testować można jeszcze wcześniej, bo możemy poprosić o sprawdzenie naszych założeń, planów, specyfikacji czy innych dokumentów kogoś, kto zna się na temacie (i ten ktoś zwróci nam uwagę, że w naszym przepisie na szarlotkę są zbyt słodkie jabłka, bo wszyscy wiedzą, że najlepsza jest reneta). To też są testy.
Proces zarządzania jakością nie kończy się z końcem sprzedaży czy dystrybucji produktu – na podstawie zebranych danych, można wyciągnąć wnioski, które przydadzą się w innych projektach (wszak idealne kruche przyda się do serniczka). Ale kiedy produkt znika z rynku, nie ma co testować i nie ma testujących – ani wewnętrznych (testerów), ani zewnętrznych (końcowych, użytkowników). O ile pierwsze wersje sprawdzają wykwalifikowani ludzie zgodnie z pewnym planem, o tyle potem do akcji wkraczają użytkownicy. Klienci będą sprawdzać jakość naszego produktu i czasem nawet informować nas o jego błędach (zwłaszcza w reklamacjach). Warto przy tym pamiętać, że ich fantazja nie zna granic. To dlatego reklamy Zelmera swego czasu cieszyły się takim zrozumieniem (a ten odkurzacz akurat mam i polecam). I tu skończę, bo przypomniało mi się, jak testowano szarlotkę w jednym z amerykańskich filmów. Bywa i tak.